No i to właśnie to było przyczyną całego wczorajszego zamieszania a dzisiejszych hiperzakwasów.
Ale cel został osiągnięty - cała sześćdziesiątka idenciaków poszła w świat
zapraszać gości weselnych, a mnie cieszy, że się pannie młodej podobają,
bo łatwe to zadanie nie było. Czasu mało, roboty dużo,
no i musiałam oprzeć się na materiałach ze sklepów z najbliższej okolicy.
Cha, a znajdź tu tyle takiego samego kartonu, by na 60 A4 styknęło
- okazuje się, że to karkołomne zadanie znaleźć (nie pomijając hurtowni)
trzy paczki takiego samego papieru coby trochę do ślubnego klimatu pasowały.
No ale już nie biadolę, bo w końcu dało radę coś z dostępnych papierów zdziałać.
Prezentuję więc szybciorem cykane foty w asyście czwórki dzieci,
pomiędzy odkurzaniem, a praniem ( bo panna młoda nadchodziła) i przy świetle...
dostępnym w lutym, wiadomo.
czyste szaleństwo! się narobiłaś...
OdpowiedzUsuńWyszły bardzo eleganckie...Pozdrawiam Świątecznie : )
OdpowiedzUsuń